Cześć!
Dalej brniemy przez postapokaliptyczne pustkowia Świata Apokalipsy. Zagraliśmy drugą, tym razem już pełnokrwistą, sesję. Bardzo udaną zresztą.
Po raz kolejny chcę pokazać w notce jak sprawa wyglądała od strony MG, dla którego, było nie było, Apocalyse Engine stanowi pewną nowość. Czyli po raz kolejny będę truł o moich spostrzeżeniach, motywacjach, o tym co działo się za sceną – oczywiście na tyle, by nie psuć spoilerami moim graczom. Bo tego to bym nie zniósł.
Przed sesją siadłem z kartką, by poogarniać trochę fronty. To, tak naprawdę, bardzo zbliżona sprawa do pisania otwartego scenariusza. Określasz co będzie robił Świat - czyli jakie są frakcje, zmienne okoliczności i motywacje uczestników. Określasz też kluczowe wydarzenia - bo kolejne segmenty zegarów frontów to nic innego jak kolejne wydarzenia, które zdarzą się, jeśli nikt w tym nie przeszkodzi (jak w otwartym scenariuszu). I tyle. Może nie scenariusz jako taki, ale kawał solidnego prepu, cholernie zbliżony do pisania otwartego scenara.
Poszło mi na to ze dwie godziny – w bólach urodziłem dwa fronty zewnętrzne i jeden wewnętrzny (no bo wewnętrzny zawsze jest jeden i oznacza, tak naprawdę „pozostałe zagrożenia”). Sądzę, że mając pewne doświadczenie zrobiłbym to w czasie o połowę krótszym.