czwartek, 20 sierpnia 2015

RPG-a-month - szesnastopak!

Szanowni!

Ponieważ w dalszym ciągu nie mam zamiaru zamęczać Was nadmiarem notek, to i tym razem dokonałem pewnej - niemałej dodajmy - kompresji. I upchnąłem odpowiedzi na szesnaście pytań w jednej notce. Przyznaję, że tym samym wyłażę nieco przed szereg - bo do końca miesiąca czasu niemało, ale akurat miałem wolne popołudnie i mogłem spędzić je nad klawiaturą. 
Podobnie jak poprzednio - pozwoliłem sobie pozmieniać treści niektórych pytań, bo w niektórych tematach nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Zresztą sami propagatorzy i pomysłodawca akcji popierają taką zmianę pytań.
Pozostaje mi tylko życzyć Ci miłej lektury. 



16. Najdłuższa pojedyncza sesja.
25 godzin. Wyjazd pod namiot po zakończeniu 8 klasy, cała noc grania, cały dzień grania i jeszcze kawałek wieczora. Człowiek miał kondycję.

17. Ulubiony erpeg fantasy.
Jak już pisałem przy okazji odpowiedzi na jedno z wcześniejszych pytań – strasznie ciężko mi jest „kupić” świat fantasy. Często wydają mi się one pretekstowe, lipne, sztuczne. Nie jestem w stanie zaangażować się w osadzone w nich konflikty. Brak im wiarygodności – nie realizmu (bo to w końcu fantaziak), a wiarygodności. To samo zresztą mam z cRPG.
Mam taki problem np. z Forgottenami, czy Smoczą Lancą, czy Greyhawkiem. Mam tak z Sundered Skies. Z Arkoną tak miałem. Generalnie mam tak problem z wieloma światami, gdzie zbyt słabo zarysowano konflikty, a zbyt mocno geografię.

Ale jest kilka światów fantasy, które czuję – np. takie L5K, czy 7th sea, strasznie lubię też uniwersum Wiedźmina, chociaż to nie zasługa erpega, a książek i gier (tzn. jednej gry, bo W1 znam słabo, a W3 mi nie ruszy).

Ale moim ulubionym erpegiem fantasy jest taka dość niszowa i niezbyt dobrze znana u nas gra – WARHAMER FANTASY ROLEPLAY! Niezależnie od mechaniki – grałem w Młothammera na mechanikach oryginalnych, uniwersalnych, autorskich, autorskich ale kalekich (rzut procentowy wykonywany za pomocą 2k6), bez mechaniki – kurcze, działa zawsze.
Zastanawiałem się czemu tak jest – sentyment swoją drogą, na pewno ma jakieś znaczenie – ale chyba chodzi o to, że Warhammer ma na tyle wiele płaszczyzn potencjalnego konfliktu, że wymyślanie scenariuszy przychodzi mi z łatwością. To takie warhammerowe evergreeny – czyli przeboje wiecznie żywe. Chaos pod wieloma postaciami, konflikty religijne, fanatole, nietolerancja, wewnętrzna polityka Imperium, orki, wampiry, paskudne szczuroludzie, zwykłe awanturnictwo – jest tego dużo, jest w czym wybierać.
I w poważaniu mam gadanie o cebuli i piwnicy. Grałem w dziesiątki gier, przeczytałem jeszcze więcej i nie mam kompleksów z powodu moich erpegowych horyzontów, ale Warhammera lubię i basta!

18. Ulubiony erpeg SF.
Mam problem z tym pytaniem. Bo słyszałem, że znawcy zagadnienia warczą jak zalicza się Star Wars do SF. Że to kino przygodowe ze statkami kosmicznymi w tle, ale nie SF. Podobnież zresztą Warhammer 40k oraz Gasnące Slońca ponoć nie łapią się do kategorii SF. O Mutant Chronicles lepiej nawet nie pisać. Bo, zgodnie z definicją z Wiki w SF „Najważniejsza jest hipotetyczna zgodność wydarzeń ze współczesnym stanem wiedzy o nauce i technice.”  Mechawojownik? Też się nie łapie.

Nawet jeśli mówimy o grach, które zaliczają się do któregoś z podgatunków sf (np. space opera, postapo, steampunk czy cyberpunk), to i tak będą one zawsze skażone u mnie przez element nadprzyrodzony (Shadowrun, Wasted West:Reloaded) lub przez jawną, popkulturową bzdurę (Neuroshima).

Czyli na placu boju, drogą selekcji negatywnej, zostaje jedyne w miarę koszerne SF które udało mi się wygrzebać z pamięci – Cyberpunk 2020.

Jasne – bawiłem się Twilightem trochę, miałem próby z Burning Empires (w sumie chętnie bym teraz kupił własny podręcznik, bo poprzedni był menta, i spróbował jeszcze raz), ale to były epizodziki, a CP 2020 poświęciłem więcej uwagi. Było jeszcze Interface Zero, które… no moim zdaniem było grą szalenie nierówną – od groma kapitalnych pomysłów, dużo niedopowiedzeń i nieścisłości. Wiem, że Ramel chciał wiele rzeczy w grze prostować (może np. chaotyczny układ treści w podręczniku – byłoby to wskazane, albo wiele niejasnych zapisów), ale autorzy ponoć bronili pierwotnej wersji tekstu jak pułkownik Wołodyjowski Kamieńca Podolskiego, a Dziewica Orleańska tego, czemu zawdzięczała swoje miano (Orleanu). Nic dziwnego, że wydawca strasznie szybko zaczął przebąkiwać o kolejnej edycji Interface Zero – bo pewnie spostrzegł, że fajne pomysły pokarał wykonaniem i niedokładnie robionym portem z d20. Może kiedyś kupię Interface Zero 2.0 i sprawdzę jak jest. Może kiedyś przetestuję dokładniej Apocalypse World, może wyjdzie nowy Cyberpunk.
Może.
Na razie ciężko zdetronizować staruszka CP2020.

19. Ulubione pseudohistoryczne RPG.
(Oryginalnie pytanie dotyczyło RPG o supersach, ale tutaj odpowiedź miałbym krótką – Necessary Evil to jedyny przedstawiciel gatunku o supermocach w jaki dłużej grałem). Dlatego piszę o pseudohistorycznym RPG.
To mój ulubiony, a pominięty w pytaniach gatunek.
Uwielbiam systemy osadzone w rzeczywistości częściowo historycznej, ale wzbogaconej o jakiegoś rodzaju wątki nadprzyrodzone. Takich gier jest od groma – Mroczne Wieki do Świata Mroku, Zew Cthulhu (wraz z pochodnymi – Achtung! Cthulhu, Word War Cthulhu), jest cykl Weird War (Weird War II, Tour of Darkness, Weird War: Rome), jest Solomon Kane, Qin, Yggdrasill, Rippers… długo by wymieniać. Nawet Arkona się liczy!

Ale perłą w koronie gatunku są dla mnie Deadlandy.
Ten system jest praktycznie samograjem – w bardzo ciekawą epokę historyczną wrzucono nadprzyrodzone tło, świetnie przy tym przemyślane i w bardzo istotny sposób rzutujące na koleje losu świata. Do tego zarysowano tak dużo stref potencjalnych konfliktów, dziejących się na tak wielu płaszczyznach, że ciężko mi o uniwersum, do którego pisanie scenariuszy przychodziłoby mi prościej.
Do tego jeszcze barwna estetyka i mnogość konwencji. Poezja.
Tylko z elementami stempunkowymi jestem ostrożny.

Z mechaniką jest gorzej. W wersję Classic graliśmy parę lat i było… powiedzmy, że to mechanika dla koneserów. Powiedzmy, że miałem tak jak ortodoksyjni wodziarze – kochałem swój system mimo jego zasad (punkt dla Ciebie Vuko).
Potem wyszła wersja Reloaded na Savage Worlds… sami rozumiecie. Jestem fanbojem Deadlands i fanbojem Savage Worlds. Jakże mógłbym nie być urzeczony?

Ale gatunek ma wielu cholernie mocnych przedstawicieli.

20. Ulubione RPG – Horror.
Bardzo wiele z moich ulubionych gier ma w sobie element horroru. We wspomnianych przed chwilą grach pseudohistorycznych groza jest zwykle jedną z opcji. Często jest to action horror (czyli potwory istnieją, są straszne, ale można je odesłać do diabła - tylko pamiętajcie o granatach), czy inna fantazja na temat opowieści z dreszczykiem. Były gry aspirujące do gatunku personal horror. W te też pograłem.

Jednak jeśli idzie o taki klasyczny, uczciwy horror to też parę gier mi wpadło – War of the Dead, All Flesh Must be Eaten czy Zew Cthulhu.
O właśnie, Zew Cthulhu – dla mnie to gra ponadczasowa – zresztą, już wkrótce siódma edycja.
W Zew Cthulhu grałem bardzo długo – jednak było to dawno. Ale co jakiś czas wypływa podręcznik (setting lub przygoda), który pokazuje stary, dobry Zew od innej strony – a to Delta Green, a to Wydział X (sporo się nim bawiłem), a to No Man’s Land, a to World War Cthulhu, a to Achtung! Cthulhu – co jakiś czas coś, co pokazuje ZC z innej strony i podsyca zainteresowanie systemem.
Nieźle, jak na grę w którą po raz pierwszy zagrałem 18 lat temu.

Ogónie trochę mi głupio z okazji ostatnich paru pytań - poznaję nowe gry, co miesiąc kupuję jakiś podręcznik, staram się prowadzić nowe rzeczy, a jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że ciężko przebić sentyment do WFRP, CP2020, Deadlands czy Zew Cthulhu. Klasyka wiecznie żywa - jak Lenin.
A może to ja jestem stary?

21. Ulubiony Setting RPG.
Pisałem już o tym przy pytaniu 19 – to Deadlands.

22. Doskonałe środowisko do grania.
Nie rozumiem pytania. Jak ma wyglądać miejscówka? Czy wolę grę na żywo/PBF/Skype/Teamspeak? Czy chodzi o estetykę? Czy o mechanikę?

23. Doskonała gra, stworzona z myślą o mnie.
Deadlands po raz trzeci.

24. Ulubiona własna zasada.
„Nie bądź wrednym siusiaczem”. Zasada ta, co prawda, została wyrażona bodaj w Burning Empires (Don’t be a dick), ale myślę że stosowałem ją na wiele lat przed tym nim dostałem BE do rąk. Przynajmniej taką mam o sobie opinię, chociaż biorę poprawkę na to, że każdy jest pozytywnym bohaterem sagi swojego życia.
Stosuję w RPG, stosuję w życiu, wierzę, że jakoś mi to idzie.


25. Ulubiona rewolucyjna mechanika gry.
Kurcze, nie wiem. Jakie są rewolucyjne mechaniki? Conflict resolution to już rewolucja? Lekkie osłabienie roli Mg na korzyść graczy już się liczy? Fate? Honor i Krew? Burning Empires? Apocalypse Worlds? Fiasco? Szare Szeregi? Psy winnicy? Nikotynowe dziewuszki?

 Dla mnie rewolucją było (wyprute z ZC) Basic RPG, a potem Savage Worlds – bo chociaż same w sobie nie zawierały nowatorskich rozwiązań wywalających RPG do góry nogami, to zmieniały dla mnie bardzo wiele.

W jakim sensie zapytasz? Hej Drasiu, to zupełnie normalne, mainstreamowe mechaniki, nic godnego ekscytacji, a już z pewnością niegodne miana rewolucji. Rewolucja to jest wtedy, jak młoda dama (podająca się za Wolność) w toplesie prowadzi lud na barykady.
Tak, jeśli chodzi o sposób gry owszem – Basic RPG i Savage Worlds to zupełnie normalny model rozgrywki.
Ale obie otwarły mi wrota do całej fury przeróżnych światów, konwencji, estetyk. Przed nimi byłem bardzo mocno związany z konkretnymi grami – bo inne mechaniki zazwyczaj są znacznie mocniej powiązane ze światem. I nic innego by na nich nie śmignęło. Masz ochotę na Maszynę Różnicową, a na półce leży WFRP, MERP i Earthdawn. Miłego rzeźbienia.
Natomiast Basic RPG i Savage Worlds to uniwersalne mechaniki, łatwe do adaptacji do różnych realiów, pozwalające realizować bardzo wiele moich pomysłów, krótkotrwałych fascynacji itd.
To na Basicu uczyłem się pisać i prowadzić własne światy i na SWEX tą umiejętność szlifowałem. To na nich, tak naprawdę, nauczyłem się znaczenia różnych reguł i wpływu grzebaia w mechanice na to, co dzieje się na sesji.

26. Ulubiona inspiracja dla moich sesji.
Przykro mi to mówić, najwyraźniej jestem dzieckiem XX wieku, ale strasznie mocno wpływają na mnie obrazki. Książki są super – ale inspirują mnie nie do sesji, a do kampanii. Dobra książka zapali mnie do konkretnych realiów, jednak nie powinna wpływać na grzebanie w scenariuszach.
Kino, czy telewizja nie oddziałują na mnie aż tak mocno – na seriale nie mam czasu, a filmy… X Muza jest obłędna, jednak ostatnimi laty Hollywood zgłupiał na punkcie ekranizacji komiksów. A ja tak średnio lubię superbohaterskie RPG.
I na filmy też mam mało czasu. Chyba mam za dużo dzieci.

Ale dobra ilustracja potrafi zainspirować mnie do wyobrażenia sobie konkretnej sceny, do zadawania pytań – kto to jest, co robi, po co, jak do tej sceny doszło. Taka scena ma w sobie ładunek dramatyczny lub emocjonalny, to we mnie zostaje i wyjdzie kiedyś na wierzch.
Bardzo rzadko zdarza mi się, bym miał przed pisaniem przeglądać grafiki w fazie „poszukiwania natchnienia”, ale te rzeczy które oglądam na co dzień, te pomysły gdzieś tam sobie z tyłu głowy czekają i przychodzą, gdy ich potrzebuję.

27. Ulubiony pomysł na połączenie dwóch gier w jedną.
Przez długi czas łączyłem „Commandos: Behind the enemy lines” z Zewem Cthulhu. Było super, chociaż moi gracze woleli mniej ZC, a więcej Komandosów. Ponoć Cthulhu psuł klimat.

28. Ulubiona gra, w którą już nie grasz.
Kilka gier porzuciłem już chyba nieodwołalnie, jednak nie były to gry z absolutnej czołówki mojej listy ulubieńców, więc wierzę, że tych najfajniejszych to nie pożegnałem. Jasne, zmieniają się edycje, zmieniają się mechaniki, ale gry wciąż pozostają w puli moich zainteresowań.
A zatem – tych najulubieńszych to nie pożegnałem, a za średniakami nie ma co tęsknić.
Przez jakiś czas myślałem, że już nie pogram w Earthdawna, ale jak wyjdzie nowa edycja to wracam do biznesu skarbie!

29. Ulubiona strona/blog o RPG.
Stron było kiedyś dużo, ale większości już nie ma.
Były też super fora, ale zeżarł je facebook.
Trawa też była zieleńsza.
Słońce było jaśniejsze.
Smak był słodszy.
I tak dalej.

Ale są blogi, które czytuję – tzn. czytam niemal wszystkie, które pojawiają się w agregatorze. Nie znaczy to, ze czytam każdą notkę – często już po paru zdaniach widzę, że to nie mój temat. Ale jak jest coś nowego na blogach RPG, to kilkam.
Faworytów mam paru, ale najregularniej czytam chyba Beamhita. Ale do słuchania jeszcze nie dojrzałem – przykro mi, mój drogi, ale uwielbiam słowo pisane ponad inne formy przekazu.
I ja szybciej czytam niż ty mówisz. Sam rozumiesz.

30. Ulubiony celebry ta grający w RPG.
Bruce Cambpell.

Miałem problem z tym pytaniem, bo nie dość, że słabo znam celebrytów, to jeszcze zupełnie nie mam pojęcia, czy grają w RPG. Ale Internety są niezastąpione, szybko znalazłem listę, wynikało z niej m.in. to, że ponoć Dżej Lo lubi sobie czasem pomłócić orki w katakumbach. Jednakowoż nie jestem fanem Jenny z bloku.

No, ale na liście był Bruce Cambpell – wiadomo – trylogia Martwego Zła, Bubba Ho-Tep, Xena – same klasyki bzdury. No i przedmowa do Deadlandów – jakże mógłby konkurować z nim jakiś Vin Diesel?

A – i ponoć Arturo Perez – Reverte jest erpegowcem. Ale nie wiem, czy celebrytą. Czytałem kilka jego reportaży, jakieś kryminały i cykl o kapitanie Alatriste – lubię autora, a ponoć to erpegowiec.

31. Najlepsza rzecz w życiu, która zdarzyła mi się dzięki RPG.
Niewiele było pytań w tym zestawieniu, gdzie odpowiedź byłaby równie oczywista jak w tym.
Najlepszą rzeczą, która zdarzyła mi się dzięki RPG to moje relacje z ludźmi, z którymi dane było mi grać i których znam tylko i wyłącznie na płaszczyźnie, że tak powiem, wirtualnej.
Piszę te słowa z pewnym wyprzedzeniem (mamy 3 sierpnia), ale już teraz mogę założyć się, że większość z Was odpowie tak samo.
Moi najbliżsi kumple to RPGowcy. Części z nich nie poznałbym, gdyby nie RPG. Innych może bym i znał, ale nie bylibyśmy aż tak zakumplowani.
RPG zbliża ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz